Kujawsko-pomorskie tradycje bożonarodzeniowe
Zwykle zaczynano chodzić z nią jeszcze w adwencie, przynajmniej na tydzień przed świętami (najczęściej jednak w Wigilię i w czasie świąt). Zwyczaj ten pozostawał pod dużym wpływem kultury Pomorza. Poza tym, bardzo popularne było widowisko „Herodów”. Odbywało się ono w święta Bożego Narodzenia lub w święto Trzech Króli (wtedy dodatkowo pojawiali się kolędnicy).
Na Kujawach rozwinął się również zwyczaj strojenia drzewka sosny lub świerku. Drzewko zawieszano u sufitu nad stołem, w rogu izby lub po prostu stawiano na ziemi. Zdobiono je łańcuchami ze słomy lub papieru oraz specjalnym pieczywem przypominającym swym kształtem zwierzęta (konie, krowy, kozy, owce, kury, koguty). Choinka dekorowana była także jabłkami, orzechami i ozdobami z papieru. Oprócz niej, w Wigilię, stawiano także snop niemłóconego zboża w rogu izby.
Zgodnie z tradycją w dzień wigilijny obowiązywał post jakościowy i ilościowy. Nie jadano niczego przez cały dzień, aż do wieczerzy. Sporadycznie mogła to być kromka chleba i kubek czarnej, zbożowej kawy. Obecnie rzadko przestrzega się tak ścisłego postu, ale tego dnia na ogół ograniczamy się w jedzeniu.
Wieczerze wigilijne, mniej lub bardziej wystawne zawsze składały się z 7, 9, 11 albo 12 potraw postnych które przyrządzano z tego, co rosło w polu, sadzie, lesie i żyło w wodzie. Przestrzegano jednak zasady, aby na wigilijnym stole znalazły się potrawy przyrządzone z produktów, które „urodziły się” w gospodarstwie w danym roku, co miało zapewnić pomyślność i obfitość zbiorów w nadchodzącym. W czasie kolacji należało zjeść choć po łyżce każdej potrawy, bo kto ilu potraw wigilijnych jeść nie będzie, tyle go radości w roku następnym ominie.
Zasiadało się do niej wyłącznie w gronie rodziny. Dzieci nie jadły razem z dorosłymi, dla nich nakrywano osobną ryczkę. Potrawy podawał gospodarz, gospodyni nie wstawała od stołu – by kury chętniej siedziały na jajkach.
Potrawy szykowane były już na kilka dni przed świętami. Wcześniejsze ich przygotowywanie wynikało ze zwyczaju, który zabraniał podczas świąt wykonywania różnego rodzaju prac, nawet gotowania.
Na przestrzeni ostatnich stu lat wieczór wigilijny uległ wielu zmianom. Nie ma dziś barwnych, odświętnych strojów ludowych, w rogach pokoju nie ustawia się snopów siana, nie przestrzega się też zakazów i nakazów. Pozostał jedynie piękny zwyczaj łamania opłatkiem i składania życzeń przed rozpoczęciem wieczerzy.
Bożonarodzeniowe przygotowania rozpoczynano na Kujawach bardzo wcześnie. Przede wszystkim należało uszporować odpowiednie fundusze, aby niczego nie zbrakło. O to dbała głowa rodziny, a babcia, kręcąc tą głową, już dobrze wiedziała, na co i ile trzeba będzie wydać. Babcia dbała też o to, żeby Boże Narodzenie miało odpowiednią oprawę.
Na początek, Babcia ubierała drewniane klumpy i szła do pralni. W jej rękach, na tarze, wszelkie kapy, deczki, heklowane firanki czy gardyny oraz wszystkie inne bambetle odzyskiwały świeżość i dawny wygląd. Często przy pomocy mączki i modrego.
Zaraz potem, w obroty szły inne ferety, żeby rodzina mogła się odświętnie ubrać. Ale to nie koniec, bo cześć z bambetli szła zaraz do maglowania. Dziadek nie bumelował i pomagał jak mógł kręcąc korbą i nosząc ciężkie kosze, a Babcia, na boku, klaprotała z sąsiadkami, jakby się z rok nie widziały. Na koniec, niektóre ferety, biglowała i układała w szafie, żeby był jaki taki ordnung.
Sprzątnie było robotą dla wszystkich bez wyjątku. Zaraz po fajrancie, każdy dostawał od Babci zadanie. Kobiety, czy to z ryczki, czy to wyżej, z szemela, myły okna, czyściły bibeloty a podłogi doprowadzały do stanu świeżości używając dużej ilości wody z mydłem i szrubra. Na koniec, podłoga była bonerowana na błysk, ale dopiero po gotowaniu i pieczeniu.
Gotowanie i pieczenie nijak nie mogło się obyć bez uprzedniej wycieczki do kolonialki i składu, aby zorgować co trzeba. O halbce nie zapomniawszy, bo bez tego święta, mało u kogo, na Kujawach, bywały. No, bo jak bez halbki toasty wznosić?
Pieczenie zaczynało się od rozgrzania platy, aby drożdżowe, w jej pobliżu dobrze wyrosło. Piekła, więc babcia, drożdżowe czy pierniki na natronie oraz ciastka na soli rogowej, by dobrze wyrosły i były pulchne. A wszyscy tylko czekali, by złapać kawałek kucha czy innej słodkości.
W jadalce dziadek oprawił choinkę, co ją wcześniej obstalował u leśniczego. Pozakładał kolorowe lampki a dzieci z matką ozdobiły ją przeróżnymi fizjamentami, cackami, bombosami, orzechami i piernikami. Na gałązki pokładły kłaczki waty, lametę i włos anielski oraz kolorowe łańcuchy z papieru. Wszystko już prawie gotowe było.
Zaraz też ojciec ubrał odświętny ancug i koszul ze szlypsem, i wszyscy, też odświętnie ubrani, zasiedli do wigilijnego stołu.
Stół zaś, przybrany świerkowymi gałązkami, nakryty był białym obrusem a pośrodku stał na nim talerzyk z opłatkiem. Babcia, najstarsza w rodzinie, dzieliła opłatkiem a ukradkiem, szneptuchem wycierała łzy wzruszenia, bo co jak co, ale rodzinne święta radują i wzruszają nie od dzisiaj. Zaraz po tym, siedliśmy do wieczerzy, racząc się postnym barszczem z uszkami, karpiem na kilka sposobów, kapustą z grochem, nudlami z makiem i popijając, dla lepszego trawienia, kompotem z suszonych glubek i gruszek.
Po wieczerzy, starsi śpiewali kolędy a dzieciaki, jak to zwykle pobiegły do choinki by sprawdzić, czy aby im Mikołaj, jakiej pydy nie przyniósł w prezencie. O północy, wszyscy razem, po śniegu skrzypiącym i skrzącym się jak diamenty, wędrowaliśmy do kościoła na pasterkę. Takie to było nasze rodzinne fajrowanie na święta.
Na północy regionu, zanim w domach Borowiaków zagościła świąteczna choinka, przynoszono do domów gałązki świerkowe i ozdabiano je cukierkami, ciastkami i kolorowymi papierkami, a drzewa w sadzie przybierano kolorowymi wstążkami i zabawkami własnej produkcji. Stawiano też słomianego chochoła symbolizującego odchodzący, stary rok.
W Adwencie młodzież przebierała się za gwiazdory: anioły, kominiarzy, niedźwiedzie, bociany, kozły. Przebierańcy obchodzili domy, wszędzie byli chętnie przyjmowani, wierzono bowiem, że wypędzają zło i przynoszą dobro.
Jeszcze na początku lat 60. XX wieku nie wszędzie obchodzono Wigilię Bożego Narodzenia. Tam, gdzie spożywano wigilijną wieczerzę jedzono ryby, śledzie, zupę grzybową, zupę z suszonych owoców, kiszkę z kaszy i ziemniaków, kaszę jaglaną. Dzielono się białym opłatkiem, a kolorowy zanoszono zwierzętom. Wierzono, że jeżeli w tę noc na niebie jest dużo gwiazd, to kury będą się dobrze niosły.
Na podstawie pogody od Bożego Narodzenia do Trzech Króli wróżono pogodę na wszystkie miesiące następnego roku. W Nowy Rok chłopcy robili gospodarzom psoty: zatykali kominy, chowali narzędzia. Dziewczęta wróżyły lejąc wosk na wodę.
Pałuki to region leżący historycznie na skraju Wielkopolski i Kujaw. Jego wyodrębnienie nastąpiło z powodu nietypowego rodzaju własności ziemskiej i wynikającego z tego faktu pewnego rodzaju izolacji. Dlatego zrodziła się tam specyficzna gwara i sposoby gospodarowania.
Najwięcej żywych tradycji obecnie wiąże się z okresem świąt Bożego Narodzenia. Tradycyjnie nie podejmuje się żadnych prac polowych w okresie adwentu, ponieważ – w przeświadczeniu ludności – może to spowodować nieurodzaj i choroby bydła. Szczególnie wiele wierzeń i obrzędów wiąże się z Wigilią Bożego Narodzenia. Panuje przeświadczenie, iż jaki będzie ten dzień – takie będą wszystkie dni następnego roku. Toteż, mimo że Wigilia jest już w zasadzie dniem półświątecznym, każdy stara się ją spędzić pracowicie, a także bezkonfliktowo – będąc uprzejmym i serdecznym wobec wszystkich. Pożyczanie lub sprzedawanie czegokolwiek z domu w tym dniu jest wbrew obyczajowi – może sprowadzić w najbliższej przyszłości na dom nieszczęście. Wieczerzę wigilijną rozpoczynano wcześnie – jako że to przynosi szczęście. Pod biały obrus wigilijnego stołu kładziono warstwę siana i słomy. Na podstawie wyciąganych źdźbeł wróżono sobie długie lub – odpowiednio – krótsze życie. Po zakończeniu wieczerzy wigilijnej po domach chodzą tradycyjnie kolędnicy i tzw. gwiazdory.
Na Kociewiu w Boże Narodzenie powszechny był zwyczaj kolędowania grup zwanych gwiazdorami lub gwizdami, czyli przebierańców w strojach bociana, kozy, niedźwiedzia, kominiarza, diabła. Przewodził im gwiazdor w słomianym płaszczu lub kożuchu, oznajmiający małym dzwonkiem ich przybycie, nawołujący dzieci do pacierza. W adwencie kolędowali też chłopcy z szopką z drewnianymi lub szmacianymi kukiełkami. Adwentowym zwyczajem pochodzenia niemieckiego jest wieszanie pod sufitem wieńca z czterema świeczkami zapalanymi po jednej w kolejne niedziele adwentu.
Od początku XX wieku jednym z symboli Bożego Narodzenia była choinka, którą przystrajano małymi opłatkami. Najpowszechniejszą potrawą wigilijną były kluski z makiem, a w zamożnych rodzinach ryby, zupa z piwa, barszcz, zupa owocowa, kapusta z grzybami, ryby, pieczywo z makiem. W Wigilię dzieci stawiały na okno talerze, by rano znaleźć je wypełnione łakociami.
W Sylwestra chłopcy trzaskaniem z biczy odpędzali stary rok i płatali figle sąsiadom: zatykali kominy, wciągali na dach kozę lub psią budę. Dziewczęta spędzały czas na wróżbach, np. lejąc ołów na wodę. W święto Trzech Króli kolędowali z gwiazdą chłopcy w białych szatach i papierowych koronach na głowach.
W ostatnie dni karnawału chodzili po wsiach przebierańcy w strojach niedźwiedzia, kozy, bociana, jeźdźca na koniu. Urządzano zabawy w karczmach, zwane „koźlimi wieczorami”, i jedzono tłuste przysmaki, np. ruchanki, chruściki czy plince.
Ziemia Dobrzyńska. W Wigilię Bożego Narodzenia powszechny był niegdyś zwyczaj kładzenia siana pod obrus. Do wieczerzy zasiadano z pojawieniem się pierwszej gwiazdy i przestrzegano, by przy stole była parzysta liczba osób. Najczęściej jedzono: zupę z suszonych owoców z kluskami, zupę grzybową, barszcz, kapustę z grochem, pierożki z grzybami lub kapustą, racuchy drożdżowe, śledzie w occie. Po wieczerzy siano ze stołu wraz z opłatkiem i resztkami wigilijnych potraw zanoszono krowom. W Wigilię wróżono, np. z cienia (kto zobaczy swój wyraźny cień, doczeka następnego roku) lecz większość wróżb miała charakter matrymonialny (np. wyciągnięcie parzystej liczby słomek ze strzechy wróżyło szybkie zamążpójście).
Od początku XX wieku pojawiają się choinki, głównie małe sosenki, czasem wieszane pod sufitem. W pierwszy dzień Bożego Narodzenia urządzano wyścigi wozami podczas powrotu z kościoła – ten, kto był pierwszy w zagrodzie miał mieć najlepsze konie i plony w nadchodzącym roku. W drugi dzień świąt młodzież urządzała zabawy taneczne. Ostatni dzień starego roku był głównie czasem wróżb.
Od Bożego Narodzenia do Trzech Króli chodzili po wsiach kolędnicy z szopkami, a do końca karnawału przebierańcy w strojach Heroda, diabła i śmierci, zwani „Herodami”. W ostatnie dni karnawału wędrowali mężczyźni w strojach kozy, bociana, niedźwiedzia, czyli zwierząt symbolizujących zdrowie, siłę i płodność. W odwiedzanych domach dostawali pączki (stąd nazwa zwyczaju: chodzenie po pączkach).
Krajna. W ostatni czwartek przed adwentem, zwany kozim czwartkiem, wędrowali po wsiach przebierańcy w strojach diabła, Cygana, koguta, niedźwiedzia, kozy (przed I wojną światową była to żywa koza). W odwiedzanych domach wciągali do tańca domowników.
Na wieczerzę wigilijną szykowano 9 lub 12 potraw: kaszę, fasolę, groch, kapustę, grzyby, ryby, chleb, ciasto, pierniki. Zostawiano przy stole wigilijnym wolne miejsce, a na dodatkowy talerz kładziono po łyżce każdej potrawy.
Na podstawie pogody w ten wieczór, wróżono np. czy kury będą się dobrze niosły (ile gwiazd, tyle jajków). Dziewczęta wróżyły sobie, kiedy wyjdą za mąż. Gospodarze udawali się do sadu i uderzając siekierą o drzewo mówili: jak nie będziesz rodzić, to cię zetnę.
Od Bożego Narodzenia chodzili mężczyźni przebrani za Heroda, diabła, niedźwiedzia, bociana. Kolędnicy, zwani gwiazdorami, śpiewali w odwiedzanych domach kolędy, za co otrzymywali poczęstunek lub pieniądze. 6 stycznia chodzili też chłopcy w przebraniach Trzech Króli.
Tekst i foto: Stanisław Gazda
#JesteśmyDlaWas