Spotkanie w „Pomorzaninie”: Czy Agnieszka Holland zrobiłaby film o Jarosławie Kaczyńskim?


Premiera najnowszego filmu Agnieszki Holland odbyła się 25 września. Tylko czy ten czeski film rozedrga polskie struny? Dla Czechów, odgrzebana z mroków historii opowieść o autentycznej postaci Janie Mikolášku – czeskim uzdrowicielu-szarlatanie – jest czymś w rodzaju lustra. Współczesnym spojrzeniem na człowieka, jego złożoność; wielkość i słabości. Jan miał w sobie jakiś dar, jakąś wielkość, szlachetność, a z drugiej strony coś, co ciągnęło go w mroki zła. Przez to niezmiernie ciekawa wydaje się być jego wewnętrzna walka dobra ze złem; jakże dramatyczna i ludzka zarazem.
Jest to film niejednoznaczny i wielowarstwowy. Dla jednych będzie on opowieścią o miłości, dla innych o kimś, kto czerpie siłę z natury, albo o człowieku, którego zjada pycha, czy wreszcie o obywatelu Europy – zabawce różnych reżimów. To film, który zadaje wiele pytań, ale nie daje prostych odpowiedzi. Nie ma w nim nic nazwanego, ocenionego, ostemplowanego. I to jest i było w nim pociągające. To jest jego największa siła, także dla samej Agnieszki Holland.
Kino Agnieszki Holland
wbrew pozorom nie opiera się na filmowej realizacji scenariuszy o życiu autentycznych postaci. Dla niej, owszem, punktem wyjścia są żywi ludzie, z których ona później robi fikcję. Takie scenariusze – jak mówi – najbardziej ją pociągają. Pewnie to trochę nie fair wobec tych ludzi, ale dzięki takiemu zabiegowi, stają się oni własnością artystyczną. I właśnie owego szarlatana Mikoláška potraktowała Agnieszka Holland bardziej tak, jakby wymyślił go pisarz, niż jak stworzyło go samo życie…
Tyle o „Szarlatanie”. Można obejrzeć go w kinach. Ale spotkanie twarzą w twarz z Mistrzynią kina nie zdarza się często, więc nie można nie skorzystać z daru lepszego poznania Damy polskiej filmowej reżyserii.
W latach 1966–1971 studiowała na Wydziale Filmowym i Telewizyjnym Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze, biorąc w tzw. międzyczasie udział w wydarzeniach Praskiej Wiosny. Pokochała Pragę, pokochała Czechów i kocha do dziś. Pewnie dlatego uwielbia pracować z czeskimi ekipami filmowymi. Pierwsze spotkanie z ówczesną Czechosłowacją było dla świeżo upieczonej maturzystki szokiem. Ludzie z tak nieodległego kraju słowiańskiego są inni, zachowują się inaczej i w odmienny niż Polacy sposób komunikują się ze sobą. Dopiero później, poznawszy historię zrozumiała dlaczego: Polskę przez wieki stanowiło społeczeństwo klasowe. Za Olzą, po totalnym wyrżnięciu arystokracji pod Białą Górą w XVII wieku, ostała się jedna klasa średnia i tak już zostało. Nikogo oprócz Agnieszki nie dziwiło, że w gospodzie potrafią wspólnie pić piwo i zażarcie dyskutować ze sobą profesor z szewcem, których nie różnił nawet strój. Był taki sam: szary, smutny, komunistyczny. Równość, bez wywyższania się. Precyzja i dobre zorganizowanie, przy zachowaniu słowiańskiego luzu. Tak można w największym skrócie opisać funkcjonowanie czeskiej ekipy filmowej. W takiej atmosferze pracuje się wyśmienicie. A w Polsce…do dziś pokutują kompleksy klasowe, które zatruwają wzajemne stosunki międzyludzkie.
Covid 19 sporo namieszał
w życiu zawodowym Agnieszki Holland. Premiera „Szarlatana” miała mieć miejsce w Pradze 20 marca. Miasto wyklejono plakatami, które coraz bardziej więdły na słupach reklamowych, toteż o filmie przypominały już jedynie specjalnie wyprodukowane na premierę maseczki. W tym samym czasie w Paryżu deszcz i wiatr zacierał wspomnienia o niedoszłej do skutku premierze filmu „Obywatel Jones”. Dwa filmy jakby zatrzymane w locie. Ale jak już otworzono kina okazało się, że Covid chyba zmienił ludzi. Zaczęli mieć chęć oglądać filmy, które mierzą się z trudnym doświadczeniem, zaczęli chcieć nie tylko uciekać od trudnej rzeczywistości, ale stawiać jej czoła. A może właśnie intencją Agnieszki Holland jest tworzyć filmy, które będą zmieniać rzeczywistość i dzięki nim faktycznie tak się dzieje? Sama reżyserka uważa, że najbardziej zmieniają ją samą, czynią bardziej wrażliwą, empatyczną. Nie kojarzy, by kiedykolwiek miała ambicję wpływania swoimi filmami na losy ludzi, krajów, świata. Oglądanie filmów, jako sztuki narracyjnej, na pewno pozwala identyfikować się z innym człowiekiem. Bywa, że budzą się emocje solidarności, współczucia, czy współodczuwania, ciekawości, akceptacji, a wręcz tolerancji. To jest czymś bardzo ważnym w naszych wzajemnych stosunkach. Jeżeli tego nie ma, zmieniamy się w stado wilków, a nawet gorzej, bo wilki są bardzo solidarne.
Czy lockdown będzie miał wpływ na wykreowanie się nowych ludzi? Czy Agnieszka Holland odczuwa go na swojej skórze? Ona uważa, że to się okaże, ale nie natychmiast. Chociaż trudno to przewidzieć, pamiętając, jak prędko nasze społeczeństwo przeszło od gloryfikowania lekarzy do ich tępienia. Za naszego życia skutki Covid 19 są pierwszym tego rodzaju globalnym doświadczeniem. Nie możliwie, żeby przeminęło bez echa, bez konsekwencji. Dla niej z powodu pandemii życie zawodowe, które toczyło się w niewyobrażalnym pędzie – nagle się zatrzymało i perspektywa świata, Europy, skurczyła się do rozmiarów jej wiejskiej posiadłości. Wszystko, co stanowiło treść i sens życia, nagle stało się jakby nieistniejące, nie ważne. Nagle musiała dostrzec, że na długo, a może już na zawsze trzeba będzie żyć inaczej, bo być może co innego będzie ważne. Na pewno mamy do czynienia z momentem przewartościowania hierarchii ważności spraw.
– Ma pani w swoim dorobku sporo filmów quazi-biograficznych. Czy gdyby padła taka propozycja, podjęłaby się pani zrobienia
filmu o Jarosławie Kaczyńskim?
– rzucił ktoś z Sali, w ramach pytań od widowni.
-Na pewno Kaczyński jest super postacią dla rosyjskiej literatury – ciągnęła zwolna Agnieszka Holland. – I dla ciekawego filmu na pewno. Bo jest to postać powiedziałabym nawet fascynująca – mówiła rozkręcając się reżyserka. – Dla dobrego pisarza, czy scenarzysty, który lubi grzebać się w duszy ludzkiej, patrzeć na mechanizmy władzy, puszczane impulsy… Dużo z jego metod jest żywcem wziętych z rosyjskiej literatury. Wystarczy wspomnieć „Biesy” Dostojewskiego, to tam można dostrzec metody manipulacji społeczeństwem, puszczania tzw. dreszczy, kreowania meta-rzeczywistości, które wpływają na zachowania ludzi. To przecież cały Jarosław Kaczyński, który jest też postacią ogromnie tragiczną, z powodu swojej samotności, braku obdarzania miłością, czy konsekwencji przemocowych relacji z bratem, który był człowiekiem poczciwszym i słabszym osobowościowo. To bardzo ciekawa postać. Myślę, że coś powstanie kiedyś…
Tekst i fot.: Stanisław Gazda
#JesteśmyDlaWas