Ludzie z pasją: Grażyna Jasińska. Jej pierniczki, to nie tylko serduszka, choć serca jest w nich najwięcej…
Sama nie wie, skąd znalazła w sobie tyle mocy: zarobienie ciasta z trzech kilogramów mąki, wałkowanie wykrawanie, pieczenie i ozdabianie – wszystkie te czynności zajęły jej całe pięć dni, w tym dwie noce.
–Myślę, że to miłość do moich bliskich tak mnie uskrzydliła i radość, że będę mogła ich obdzielić słodkim prezentem, z którego zawsze bardzo się cieszą i który podziwiają – mówi pani Grażyna.
Ciasto łączy ze skarmelizowanym na patelni cukrem z dodatkiem płynnej esencji kawy. Do tego dochodzi kakao, przyprawy do piernika, soda, dużo miodu. Po upieczeniu nie jest twarde. Ale, żeby każdy sobie z nim poradził – na kilka dni wkłada pierniczki do puszek, w których umieszcza mały kawałek jabłka. To sprawia, że stają się mięciutkie.
Pierniczki mają przeróżne kształty i wielkości. Używa foremek odziedziczonych po mamie, ale też każdego roku stara się wyszukiwać coraz to nowe kształty: ludziki, bałwanki, gwiazdki, głowy reniferów, choinki. To tylko kilka przykładów.
Ozdabianie, to już inna bajka. Najpierw trzeba zrobić porządny lukier, żeby miał właściwą konsystencję, był gładki, bez grudek i ładnie się błyszczał (w tym celu dodaje doń niewielką ilość spirytusu). Biały, naturalny kolor jest piękny, ale żeby na przykład namalować ubranka – potrzebne są inne kolory. Uzyskuje je z owoców, warzyw i ziół. A to z soku buraka, a to z soku z malin, startej skórki cytryny lub pomarańczy. Zielony powstaje z liści mięty.
Kolejni znajomi są obdarowywani, pierniczków ubywa, ale to wcale nie martwi pani Grażyny…
Stanisław Gazda
Zdjęcia: Grażyna Jasińska
#JesteśmyDlaWas