Inne

Wierzę, że za kilka lat bydgoscy hokeiści znów będą grać w ekstralidze – rozmowa z Adamem Witkowskim, przewodniczącym sekcji hokeja na lodzie Budowlanego Klubu Sportowego.

O tym, że Bydgoszcz przez dziesięciolecia była znaczącym ośrodkiem na hokejowej mapie Polski, nikogo przekonywać nie trzeba. Zespoły występujące pod szyldem Polonii, BKS-u czy BTH z powodzeniem walczyły na najwyższym szczeblu rozgrywek ligowych, a trybuny – nieistniejącego już – lodowiska Torbyd przy ul. Chopina pękały w szwach.

Z Bydgoszczy wywodzi się wielu znakomitych zawodników – olimpijczyków czy uczestników Mistrzostw Świata, by wspomnieć tylko tych z lat powojennych – Andrzeja Tkacza, Mariana Fetera czy Czesława Panka. Niestety, błędy w zarządzaniu – i zespołem, i infrastrukturą (lodowiskiem) – sprawiły, że w 2000 roku ligowy hokej przestał w Bydgoszczy istnieć. Nie zniknęli na szczęście byli zawodnicy, często z sukcesami grający w klubach całej Polski. To między innymi z ich inicjatywy, po 14 latach posuchy, hokej – na poziomie amatorskim – wrócił na ligowe lodowiska. Drużyna, składająca się głównie z hokeistów wywodzących się z naszego miasta, pod szyldem BKS-u, przystąpiła do rozgrywek II ligi. Niestety, z braku odpowiedniego lodowiska („stary” Torbyd został najpierw zamknięty, a po kilku latach zburzony, a tymczasowe lodowiska stawiane w mieście nie pozwalały na rozgrywanie meczów) swoje „domowe” spotkania zespół rozgrywał w Poznaniu i Toruniu. Dopiero otwarcie nowego „Torbydu”(styczeń 2018) pozwoliło bydgoskiemu zespołowi naprawdę grać u siebie.

Adam Witkowski – przewodniczący sekcji hokeja na lodzie BKS Bydgoszcz, hokeista-amator, prywatnie właściciel firmy Stalwit

JK:  Nie przesadzę chyba, jeśli powiem, że dzięki wam hokej w Bydgoszczy wciąż istnieje?

AW: Nie ma w tym przesady. Sekcja hokeja na lodzie została reaktywowana siedem lat temu, gdy w Bydgoszczy nie było jeszcze profesjonalnego lodowiska. Trenowaliśmy i rozgrywaliśmy mecze na toruńskim Tor-Torze. Drużyna w zdecydowanej większości składała się z zawodników, którzy w przeszłości trenowali i grali na nieistniejącym już lodowisku „starego Torbydu”. Wielu z nich było w tamtym czasie w grupach młodzieżowych – żaków czy juniorów. Byli też naturalnie zawodnicy, którzy w tamtym czasie grali w zespołach seniorskich, jak choćby Artur Bielicki, Łukasz Sokół czy  Patryk Gawara,  którzy do dziś nie powiesili łyżew na kołku. Po zamknięciu tamtego lodowiska (2003 r. – JK) skrzyknęliśmy się, bo zależało nam, by hokej w Bydgoszczy wciąż był obecny. Ponieważ, aby reaktywować zespół hokejowy, trzeba było funkcjonować w strukturach klubowych, zostaliśmy częścią BKS-u. To klub z wieloma sekcjami i dużymi tradycjami – także hokejowymi. (Sekcja hokejowa istniała w BKS-ie w latach 1978/89 – JK). Dyrektor klubu, widząc naszą pasję i zaangażowanie, nie robił żadnych trudności, dzięki czemu po dopełnieniu formalności mogliśmy przystąpić do rozgrywek, firmowanych przez PZHL. Jak wspomniałem, początkowo treningi i domowe mecze organizowaliśmy w Toruniu. Występowaliśmy w rozgrywkach grupy północnej II ligi, obok drużyn z Trójmiasta, Poznania i Warszawy. Ten podział na grupy – północną, południową i północno – wschodnią ma na celu zminimalizowanie problemów z wyjazdami na mecze. Łatwiej i przede wszystkim taniej jest wyjechać na zawody do Gdańska czy Poznania niż do np. Nowego Targu czy Krynicy.

JK: Padło słowo koszty. To chyba kluczowe słowo, warunkujące być albo nie być waszej drużyny. Hokej to droga dyscyplina – sam osobisty sprzęt zawodnika to kilka tysięcy złotych

AW: Rozmawiamy w hokejowej szatni. Wystarczy spojrzeć na znajdujący się tu sprzęt należący do kilkunastu zawodników. Jego wartość przekracza pewnie 40 tysięcy. Sprzęt zawodników z pola – to zależnie od marki od 3 do 5 tysięcy. Bramkarz musi wydać jeszcze więcej, np. bramkarskie parkany średniej klasy to koszt ok. 4 tysięcy. W naszej drużynie zawodnicy sami kupują sobie sprzęt, mamy kilku drobnych sponsorów, dzięki którym mamy np. koszulki meczowe. Główne  koszty ponosimy jednak sami, nie tylko kupując sobie sprzęt, ale także np. jeżdżąc na mecze własnymi samochodami. Klub naturalnie pomaga nam w miarę możliwości  – opłaca nasze ubezpieczenie i ponosi koszty organizacji meczów na Torbydzie.

JK: Ten nasz Torbyd to dla was prawdziwa gwiazdka z nieba. Choć niektórzy narzekają, że to jednak nie jest obiekt hokejowy.

AW: Tafla nowego Torbydu spełnia wszystkie wymagania IIHF (Międzynarodowa Federacja Hokejowa), to nowoczesny obiekt ze świetnym wyposażeniem. Szkoda jednak, że są tu tylko dwie – zresztą świetnie wyposażone – szatnie, co uniemożliwia zorganizowanie najmniejszego choćby turnieju. Jeśli miałyby tu przyjechać choćby trzy drużyny spoza naszego miasta, takich szatni powinno być co najmniej sześć.  Radzimy sobie jednak w takich warunkach, jakie są. I ci najważniejsze – nie narzekamy!

JK: Ja mam jednak wrażenie, że wy – hokeiści – jesteście paradoksalnie intruzem na Torbydzie. Już w fazie budowy pojawiały się głosy,  że będzie to przede wszystkim ślizgawka dla mieszkańców.

AW: To prawda, kiedyś padły takie słowa. Miasto udostępnia nam lodowisko na całkowicie komercyjnych zasadach, wynajmujemy taflę na mecze i treningi – także na treningi najmłodszych. Na żadną pomoc  –  póki co  – liczyć nie możemy, choć z naszymi drużynami żaków jeździmy na zawody w całej Polsce, reprezentując barwy Bydgoszczy. Wszystkie koszty tych wyjazdów spadają na barki rodziców i – rzecz jasna – nasze, dlatego przez cały rok zbieram składki, które karnie płacą wszyscy członkowie klubu. Znaczną część wydatków pokrywamy właśnie z pozyskanych w ten sposób pieniędzy. Problemem są też godziny, w których możemy lodowisko wynająć. Ślizgawki dla mieszkańców  kończą się o 20:00. My na lód możemy wjechać pół godziny później, po konserwacji tafli. Dla dorosłych to nie problem, jednak dla grup młodzieżowych to spory kłopot. Na szczęście grupa Naborowa, czyli ci najmłodsi – ośmio-, dziewięciolatkowie – dzięki uprzejmości dyrekcji lodowiska mają zajęcia o 17:00.

JK: Wspomniał pan o młodzieży. Ten nowy hokejowy BKS to nie tylko z seniorzy, ale także grupy młodych adeptów hokeja. Ilu ich jest?

AW: Zainteresowanie hokejem w Bydgoszczy było zawsze, a po otwarciu nowego Torbydu ono jeszcze wzrosło. W tej chwili w grupie 8 – 9 latków  trenuje  30 chłopców, mamy jeszcze grupy młodszych i starszych żaków, trenowane przez znanego w Bydgoszczy Andrzeja Mateję – niegdyś świetnego hokeistę, dziś trenera z wszelkimi uprawnieniami. Łącznie  tajniki hokeja poznaje u nas blisko setka dzieciaków. Oczywiście, tak jak w przypadku seniorów, wszelkie koszty wyposażenia tych adeptów w sprzęt niezbędny do uprawiania hokeja ponoszą rodzice. Mimo to wciąż pojawiają się nowi chętni.

JK: Jak wobec tego widzi pan przyszłość bydgoskiego hokeja? Czy pozostanie tylko kosztowną fanaberią grupki zapaleńców?

AW: Bydgoszcz to miasto z hokejowymi tradycjami, a my bardzo chcemy te tradycje kontynuować. Marzy się nam odbudowanie pełnej drabinki szkoleniowej – od grup naborowych po zespoły juniorskie. Dlatego prowadzimy rozmowy z panią Aleksandrą Kuś, dyrektorką sportowej Szkoły Podstawowej nr 31, na temat utworzenia od nowego roku szkolnego klasy hokejowej. Kilkanaście lat przerwy między zamknięciem starego a otwarciem nowego Torbydu całkowicie unicestwiła szkolenie w tej dyscyplinie. Chcemy to odbudować. To oczywiście potrwa – szacujemy, że trzeba około 10 lat, by pierwsi nasi wychowankowie byli gotowi do profesjonalnej gry. Marzy się nam i gorąco wierzymy, że po tym czasie Bydgoszcz znów będzie obecna w rozgrywkach Ekstraligi, z drużyną opartą na własnych wychowankach.

 JK:  Wierzycie, że są na to szanse?

AW:  Mamy naprawdę ogromne chęci i jest w nas wielka determinacja. A skoro one są, są i szanse na realizację tych planów. Są pasjonaci, którzy zrobią wiele, aby bydgoski hokej odbudować. Wierzymy też, że być może za jakiś czas, gdy pojawią się pierwsze sportowe sukcesy – miasto spojrzy na nas bardziej przychylnym okiem i z czasem pomoże nam choćby w formie ulg w kosztach wynajmu lodowiska. To byłoby dla nas naprawdę dużo.

JK

#JesteśmyDlaWas

Strona wykorzystuje pliki cookies.
Czytaj więcej OK